Ułatwienia dostępu

  • Skalowanie treści 100%
  • Czcionka 100%
  • Wysokość linii 100%
  • Odstęp liter 100%

Strona Kołobrzeskiego Instytutu Kultury i Promocji

Rozmawiamy z Danielem Jacewiczem - kuratorem kołobrzeskiego finału Europejskiej Stolicy Kultury, założycielem i dyrektorem Teatru Brama w Goleniowie.

k2029.eu: - Przeszliśmy do finału. Jak sobie wyobrażasz nasze dalsze starania o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury? To jest nie lada wyzwanie przed powiatowym miastem, przepraszam, ale użyję takiego kolokwializmu.

- Po pierwsze, należy sobie zdać sprawę, że Kołobrzeg dostał się do drugiego etapu z takimi miastami jak Lublin, Katowice i Bielsko-Biała. I teraz każde z tych miast ma swój ośrodek akademicki, każde z tych miast ma teatr, każde z tych miast ma prawdziwą instytucję kultury, taką z nazwą instytucja kultury. Kołobrzeg tego nie ma. I ja uważam, że to jest bardzo dobrze, to jest właśnie wskazane na potrzebę tworzenia kultury w miejscu, gdzie ta kultura może być tworzona przez ludzi, przez miasto.

- No właśnie. Takie miasta jak Lublin czy Katowice, to są miejsca, gdzie każdy praktycznie każdą potrzebę kulturalną może zaspokoić od ręki. Po co takim miastom Europejska Stolica Kultury?

- Takie jest też moje myślenie i to, co nas będzie na pewno wyróżniać, to jest potrzeba kultury, bo jej nie mamy w takim wymiarze. Uważam, że siłą Kołobrzegu, bo jestem już po wielu spotkaniach z lokalnymi działaczami, z nauczycielami, jest niewyobrażalna chęć zrobienie czegoś wspólnego, zrobienia czegoś dużego. Czuję w tym wspólnotę, może troszeczkę jeszcze pogubioną, może jeszcze troszeczkę niepewną tego, z czym to się je, ale czuję wspólnotę, która chce. I teraz uważam, że to jest dla nas na najbliższy czas, praca nad świadomością, wartościami, nad rozumieniem, czym jest stolica kultury. Bo Europejska Stolica Kultury to nie są budynki, to nie są wydarzenia za nie wiadomo ile milionów złotych, tylko to jest uruchomienie pewnych procesów, pewnej myśli, pewnego otwarcia na nowe sytuacje, jak można tworzyć tą kulturę. I wniosek aplikacyjny stawia na to, żeby angażować, żeby wspólnie stawiać na kulturę z mieszkańcami i wniosek też mówi o tym, żeby stawiać na to, co jest najbliższe, czyli na historię Kołobrzegu, na tożsamość Kołobrzegu i Bałtyku, nad którym jest położony oraz na wiele innych rzeczy, które są bardzo istotne dla miasta.

- To nie jest łatwe. Przypomnijmy historię stolic kultury. Najpierw to były Europejskie Miasta Kultury. Pierwszym Europejskim Miastem Kultury były Ateny w 1985 roku i obserwujemy taką tendencję, bo tego wyboru dokonuje Komisja Europejska, że te miasta robią się coraz mniejsze, a wręcz te, które będą od roku 2024 do 2028, to miasta w większości od nawet kilkunastu do kilkudziesięciu i stu tysięcy, największe ma chyba pół miliona mieszkańców. Na początku to były rzeczywiście wielkie aglomeracje - Ateny, Berlin Zachodni, Amsterdam, Paryż, Dublin, Madryt, Sztokholm. Jakby myślenie Komisji Europejskiej ewoluowało w tym kierunku.

- Ja to postrzegam bardzo pozytywnie, to jest bardzo ważnie, że redefiniujemy jakby też peryferia. Ja sam pochodzę z peryferiów, zachodniopomorskie jest w pewnym sensie takim peryferium. Pojawia się pytanie, czym różni się moje tworzenie kultury, mieszkańca Kołobrzegu od tego uczestniczenia w kulturze w stolicy danego kraju, czyli w naszym przypadku w Warszawie? Różnica na pierwszy rzut oka jest bardzo istotna, natomiast ona nie powinna tak wyglądać. Powinniśmy tutaj w Kołobrzegu mieć poczucie, że uczestniczymy w kulturze nie tylko na polskim poziomie, ale na poziomie europejskim i to jest dla nas szansa. Bardzo wielu gości z zagranicy się tu przetacza, Kołobrzeg jest świetnie jest położony, jesteśmy bardzo europejskim miastem. Tak postrzegam Kołobrzeg, że to jest bardzo europejskie miasto.